Jesienny wypad w góry planowaliśmy już wiosną. W maju, może nawet wcześniej. Ostatnimi czasy ciężko nam wygospodarować tyle wolnego ile byśmy chcieli, toteż potrzebowaliśmy odpowiednio wycyrklować termin i miejsce. Termin nam wyszedł średnio, bo pogoda kiepska i za krótko, natomiast miejsce okazało się rewelacyjne!
Nasłuchałem się o Śnieżniku całkiem fajnych opinii, toteż wybór nie był trudny. Do tego po przeliczeniu czasu podróży, okazało się, że Kotlina Kłodzka jest jakieś 8 godzin podróży z Trójmiasta (publicznym transportem zbiorowym oczywiście). To przekonało resztę ekipy (Monologa i Mańka).
Powoli w naszych głowach wyklarował się plan. Wyruszamy w czwartek z samego rana, wracamy w nocą z niedzieli na poniedziałek. (niektórzy prosto do pracy na 7 do biura - Monolog). Dało nam to 2 całe dni na łażenie, i kawałek niedzieli. Najpierw idziemy połazić po górach Złotych, później Bielskich i na końcu zdobywamy Śnieżnik. Najlepiej z noclegiem w tamtejszym schronisku. Niestety - najwyższego szczytu tej części Sudetów nie udało się nam zdobyć. Ale i tak było zajedwabiście.
Kondycyjnie byliśmy przygotowani raczej średnio, a jak się okazało w trakcie - nawet gorzej, niż średnio. Nasze, bądź co bądź, płaskie rejony Pomorza i Mazur, po których zwykliśmy wędrować, nie dostarczają dobrego materiału na nabranie krzepy odpowiedniej na górskie szlaki. A wyjazdy w Tatry, raz na rok, nie robią z nas bynajmniej górali. Cepry pełną gębą.
Jako bazę startową obraliśmy Lądek-Zdrój. Z racji, że staramy się, by wypady nie rujnowały naszego budżetu, był to dobry pomysł. Kwatera niedroga. Szlaki w pobliżu. Wyruszyliśmy późno, jakoś o 9 ze względu na różnorakie formalności tamtejszego uzdrowiska. Szybkie śniadanie w parku, kawa na wynos. Ludzi w mieście pełno. Okazuje się, że nic dziwnego, bo...
Bo w Lądku-Zdrój od 21 września rozpoczął się Przegląd Filmów Górskich (XXII Festiwal Górski). A my, jak to te matoły, dowiedzieliśmy się o tym niejako przez przypadek. W autobusie jadąc na miejsce. I raptem przestała nas dziwić ilość zajętych miejsc w noclegowniach. Przed wyruszeniem z Lądka opatrzyliśmy miejsce eventu, a poprzedniego wieczora Maniek i Monolog zdążyli, co nieco, podejrzeć i ogarnąć pobieżnie program imprezy - miało być nieźle. No cóż, chcieliśmy w góry, to i nie po drodze nam z festiwalem. Z lekkim smutkiem, ale żywo, ruszyliśmy na szlak. Jeszcze kiedyś!
Dzień pierwszy - Lądek-Zdrój => Czernica => Bielice
Całość około 20 km. Na nizinach - całkiem przeciętny dystans, w górach z
pewnością mógł być obciążający. Po pierwszych kilkunastu minutach trafiliśmy na Trojak. Szczyt może nie był imponujący, ale widok z niego, to już niezłe doznanie. I pogoda była całkiem dobra. Niedługo miało się to zmienić.
Urzekający widok z Trojaka. |
Ruiny Zamku Karpień. |
Następny w kolejności był Zamek Karpień (zamek na Karpiaku). Tutaj zatrzymaliśmy się chwilę. Bez pośpiechu penetrowaliśmy ruiny próbując zwizualizować sobie, jak obiekt wyglądał w czasach swojej świetności. Umiejscowiony wysoko na wzgórzu musiał być utrapieniem próbujących go zdobyć. Dla ciekawskich zapraszam na stronę dotyczącą zamku: http://www.zamki.hm.pl/Karpień-36. Ciekawostką jest, że trafił w ręce czeskich husytów, którzy go zdobyli i spalili. Jest więc szansa, że Andrzej Sapkowski opisał go w swojej Trylogii Husyckiej (Narrenturm, Boży bojownicy, Lux perpetua). Pamięta może ktoś?
Zaraz nieopodal biegnie szlak kurierów solidarności. |
Później już było z górki aż do Starego Gierałtowa, gdzie dała o sobie znać pogoda, w formie krótkiego oberwania chmury. Zdążyliśmy się skryć w opuszczonej oborze i przebrać w przeciwdeszczówki i poncza, deszcz zelżał jednak prawie do zera. Półgodziny w plecy. Pora dnia, która nas tam zastała, wyznaczała potrzebę martwienia się o kwaterę. Początkowe plany, o spaniu w wiacie, spłonęły na panewce, gdy okazało się, że niektóre wiaty są po prostu ławkami bez zadaszenia. Nie byliśmy przygotowani na nocleg pod gołym niebem. Braki zasięgu, rozładowujący się telefon, deszcz i 3 godzin drogi do punktu końcowego. Narzuciliśmy tempo i przed 21 byliśmy na kwaterze. Zejście po ciemku nie było niczym przyjemnym dla Monologa, który po niedawnej kontuzji kolana nie doszedł jeszcze do siebie. Niestety noga dokuczała do końca wyjazdu.
Takie słońce mieliśmy na podejściu na szczyt Czernicy |
Najlepszą częścią tej, ponad 20 kilometrowej, trasy okazało się wejście na szczyt Czernicy. Wymagające kondycyjnie, ale to, co ujrzeliśmy podchodząc, jak i na samym szczycie (na tarasie widokowym), przerosło nasze oczekiwania. Był to jeden z najładniejszych zachodów słońca jaki mieliśmy okazję oglądać.
Ścieżka na Czernice. Można było stać i podziwiać bez końca. |
Widok z wieży widokowej na Czernicy na zachodzące słońce. |
W tym kierunku (mniej więcej) powinien być Śnieżnik. |
Dzień drugi - Stronie-Sląskie => Sienna = > Czarna G. => Jaworowa Kopa => Międzygórze
Sobota. Tego dnia naszym celem był najwyższy szczyt polskiej części Sudetów Wschodnich. Jeszcze dzień wcześniej myśleliśmy, że przejdziemy z Bielic na Śnieżnik piechotą - w końcu to tylko jakieś 15 kilometrów. Jednak ciągłe opady sprawiały, że tempo marszowe po skałach nie było możliwe. Dokuczała też noga, na którą trzeba było uważać. Zdecydowaliśmy się więc skorzystać z uprzejmości ludzi. Tak też dostaliśmy się do Stronia, a następnie kawałek do Sienny (pozdrawiamy panie z Volkswagena Transportera :) ). Mniej więcej po ruszeniu w trasę (jakaś 9 rano) zaczęło padać i niestety już nie skończyło, przynajmniej do późnego wieczora.
Takich zakrętów tego dnia było od liku. Po lewej stronie, w oddali, widać ośrodek Czarna Góra. Droga na prawo ciągnęła w stronę Bystrzycy Kłodzkiej. |
Po wejściu na Czarną Górę, okazało się, że słynny widok z jej szczytu kończył się dla nas na najbliższych świerkach. Widoczność zerowa, deszcz padający poziomo, szarpanie za spodnie, kurtki i plecaki, kłujący w twarz wiatr. Szkoda trochę. Liczyliśmy na powtórkę z poprzedniego dnia. Niestety tego dnia mieliśmy zachwycać się czym innym. Spacerem w chmurach.
Widok nie sięgał horyzontu, ale i tak było.... |
Każdy z innej bajki. |
Szybko dotarliśmy do Przełęczy Pod Jaworową Kopą, samej Kopy praktycznie nie widząc. Tam zapadła decyzja, że odpuszczamy Śnieżnik i ruszamy na południowy-zachód do malowniczej miejscowości Międzygórze. Jak to mówią, co się odwlecze, to nie uciecze.
Nasze wrażenia
Góry Bialskie oraz Masyw Śnieżnika początkowo wydały się dość spokojnymi górkami. Coś na kształt lasów Trójmiejskich. Delikatne podchody, niewielkie doliny. Jednak po zejściu bardziej na południe, okazało się, że całkiem potrafią dać popalić. Zwłaszcza w deszczowe dni. Dodatkowo rzuciła się w oczy mała frekwencja na szlaku. Pierwszego dnia, zmierzając w stronę Czernicy, przez ostatnie 3-4 godziny podejścia nie widzieliśmy ani jednej osoby. W sumie, nie widzieliśmy nikogo aż do wieczora, gdy dotarliśmy na miejsce zakwaterowania. Tak jakby czym dalej od Lądka, tym bardziej pusto.
Już więcej osób (w sumie, znacznie, znaczne więcej) spotkaliśmy po drodze na Czarną Górę, i z niej schodząc - a padało cały dzień, a nie jedynie 30 minut (jak dzień wcześniej). Nic jednak dziwnego, gdyż Czarna Góra jest regionalną atrakcją turystyczną, niczym Giewont w Tarach. Taki must-do całego masywu. Nie najwyższy, ale blisko z szosy (~1h), blisko ze schroniska na Śnieżniku i blisko z Międzygórza. Przyjeżdżasz samochodem i idziesz, wracasz, zaliczone, jedziesz dalej.
Nie ważyliśmy sprzętu, ale nieśliśmy na sobie sprzęt na potrzebny na 3-4 dni, z noclegiem włącznie (śpiwory, ubiór na noc, karimaty). Całość lekko jakieś 20-24 kg. Do tego wszystko mokre i śliskie od błota. No, co tu mówić - podejścia nie należały do łatwych. Dały jednak ogrom satysfakcji.
Wiaty turystyczne były dość częste. Ale nie zawsze wiata zaznaczona na mapie była wiatą w terenie. Czasami było w tym miejscu kilka ławek. Trochę to dezorientowało. Kto w ogóle wpadł na taki pomysł? Tak było między innymi w okolicy Puchaczówki.
Chusteczki w tabletkach, ciekawa, ale raczej droga alternatywa dla chusteczek nawilżanych. |
Testowaliśmy trochę sprzętu. Kuchenki, peleryny, buty, noże. Ciekawą rzeczą były chusteczki w formie tabletek. Na bazie tych doświadczeń (a matka natura od razu wrzuciła nas na głęboką wodę) już wiemy, co zrobimy lepiej na przyszły wypad, wiemy jakie mamy braki sprzętowe czy kondycyjne. Czasami wymiana kilku rzeczy w ekwipunku lub zabranie innego rozwiązania może spowodować, iż cała wędrówka będzie dużo bardziej komfortowa, bezpieczniejsza i szybsza. Wyciągniemy wnioski.
Fabian i Monolog
Kilka informacji dla ciekawskich:
[1] Strona festiwalu Górskiego, www.festiwalgorski.pl/
[2] Mapa online ze szlakami, nie tylko górskimi, mapa-turystyczna.pl/
[3] O Trojaku, Wikipedia, wikipedia.org/wiki/Trojak
[4] O Karpiaku, Wikipedia, wikipedia.org/wiki/Karpiak
[5] O zamku Karpień, www.zamki.hm.pl/Karpień-36
[6] O Czarnej Górze, Wikipedia, wikipedia.org/wiki/Czarna_Góra
[7] O Śnieżniku, Wikipedia, wikipedia.org/wiki/Śnieżnik
Komentarze
Prześlij komentarz